Dzień miał się zacząć wycieczką statkiem na Wyspę Fok.
Jest to największa wyspa należąca do RPA.
Od 1931 roku stała się więzieniem dla politycznych i kryminalnych przestępców z dużymi wyrokami. Wcześniej umieszczano tam nieuleczalnie chorych i trędowatych.
Były prezydent RPA, Nelson Mandela spędził tam 16 lat ze swojego 27 letniego pobytu w więzieniu. Od 1997 roku wyspa uznana została za Pomnik Narodowy. Niedługo po tym stała się częścią światowego dziedzictwa (World Heritage Site) UNESCO.
Już jadąc na przystań widać było dużą falę, ale wtedy nie zwróciliśmy na to uwagi.
Wsiedliśmy na statek i zaczął się nas rejs. Po wypłynięciu z portu zaczęło coraz bardziej bujać. Robiło się coraz mniej ciekawie. Fala była naprawdę duża. Bujało ostro na boki i momentami przechył był tak duży, że zaczynaliśmy nabierać wody. Jak spojrzałem w kierunku, w którym płyniemy, to wyobraźnia podsuwała mi coraz bardziej ponure obrazy skutków kolejnych spotkań z coraz wyższymi falami. Zacząłem się modlić o szczęśliwy powrót…
Kapitan w pewnym momencie ogłosił przez megafon, że jest zbyt niebezpiecznie i musimy zakończyć nasz rejs. Na szczęście nie zakończył się wyrzuceniem szalup, tylko powrotem do portu. Nasz przewodnik stwierdził, że pierwszy raz od 1990 roku zdarzyło mu się, że musiał zawrócić z rejsu na Wyspę Fok.
Wracaliśmy robiąc szeroki łuk. Zakładam, że po to, żeby rejs trwał tyle, co powinien. A to dlatego, że w porcie czekała już kolejna tura niczego nie spodziewających się amatorów spokojnych rejsów. Pewnie też zawrócili przed czasem.
Początkowo myślałem, że załoga nie sprawdziła pogody. Potem doszedłem jednak do wniosku, że sprawdzili bardzo dokładnie i dokładnie zaplanowali moment powrotu. Zapewne nie chcieli rezygnować z pieniędzy, jakie zapłaciliśmy za ta wątpliwą przyjemność.
Po wyjściu na ląd ulżyło mi jak mało kiedy w życiu…
Na brzegu siedział facet z tresowaną (?) foką. Można było sobie z nią porobić fajne zdjęcia.
Mirek Grodzki