Zaczęliśmy dzień od tego, że „złowiliśmy” śniadanie. Do czegoś podobnego do makdonalda. Potem byliśmy w Parku Lwów. Był to park udający rezerwat dzikich zwierząt. Można było wjechać na ogrodzone tereny, gdzie żyły małe stada lwów. Leżały przy drodze i można było zrobić sporo fajnych zdjęć. Potem weszliśmy do klatek z małymi lwami. Mały lew ma pół roku i waży 15 kg. Niby małe koty, ale jednak lwy…
Po południu odwiedziliśmy muzeum wojskowe południowej Afryki. oprowadzał nas fajny przewodnik. Potem spotkaliśmy p. Andrzeja Romanowicza, który zorganizował dla nas spotkanie z Polonią, południowoafrykańskimi skautami i kombatantami. Była część oficjalna (z przemówieniami) i nieoficjalna (z jedzeniem i piciem). A na koniec grupowe zdjęcie.
Nauczyliśmy skautów naszych tradycyjnych gier: słonia i słoneczka. Oni z kolei nauczyli nas zasad gry w rugby (RPA jest w tej grze potęgą). Wymieniliśmy się pamiątkami.
Spotkanie upływało w miłej atmosferze, ale zaczęło robić się coraz ciemniej i zimniej. Niektórzy się co prawda w czasie gry zgrzali, ale… nie możemy się przecież POPRZEZIĘBIAC W AFRYCE 🙂
Pożegnaliśmy się zatem ze wszystkimi (a raczej wszyscy pożegnali się z nami) i pojechaliśmy do schroniska.
Po drodze kupiliśmy coś na jutrzejsze śniadanie. Ciekawe kto je zrobi? 😉
Mirek Grodzki