Przejdź do treści

Johannesburg – 24 lipca 2008

Rano obudziliśmy się nad Afryką. Czarny Ląd zasłaniały chmury więc nie mogliśmy sprawdzić czy rzeczywiście jest czarny…Gdybyśmy mogli zobaczyć go z trochę większej wysokości (np. z satelity) okazało by się, że jest to raczej Zielony Ląd.

Afryka dla wielu jest miejscem szczególnym, magicznym i tajemniczym. W czasie najbliższych trzech tygodni będziemy starali się do tej tajemnicy choć trochę się przybliżyć.

Na lotnisku w Johannesburgu wylądowaliśmy 24 lipca 2008 rano. Przeszliśmy przez kontrolę graniczną i poszliśmy po bagaże. Na szczęście nikt z nas nie miał problemów z bagażem. Ani zresztą z niczym innym. W przeciwieństwie do lotu powrotnego, ale nie uprzedzajmy wypadków, których wtedy zresztą znać nie mogliśmy.

Nie mieliśmy też problemów z przewodnikiem, z którym mieliśmy się spotkać na lotnisku. Była to ostatnia przeszkoda na drodze do udanego pobytu w RPA. Zniknęła kiedy zobaczyłem trzymają przez jednego z oczekujących kartkę z napisem LESNI. Wyglądało to dość egzotycznie po tej stronie Równika. Słowo egzotyka było z nami już przez cały czas.

Mieliśmy szybko wymienić pieniądze w kantorze na lotnisku i jechać dalej. Okazało się jednak, że to nie Europa i nie wszystko może być załatwione szybko. Wymiana pieniędzy trwała ok. godzinę i odbywała się w standardzie, który by był przyczynkiem do bankructwa każdego kantoru w Polsce.

Zapakowaliśmy się w końcu do naszego busika i pojechaliśmy za zdobywanie Afryki. Wrócimy na to lotnisko za 20 dni tanimi liniami afrykańskimi z Kapsztadu, przejechawszy uprzednio na trasie Johannesburg – Kapsztad 7 820 km.

Na początek dobrze zobaczyć gdzie jesteśmy. Wjechaliśmy więc na (nieoficjalną?) wieżę widokową, żeby obejrzeć panoramę Johannesburga.

Widok z 50 piętra można wyrazić w dwu słowach: betonowa pustynia. W sumie przygnębiające wrażenie. Całe szczęście mieliśmy tu spędzić tylko dwa dni.

W drodze do miejsca, gdzie mieliśmy spędzić najbliższe trzy noce przewodnik opowiadał o RPA. O tym, co jest tu takie same, jak u nas, a co inne. Okazało się, że w zasadzie wszystko jest inne. „Fajnie będzie” – zapewniał.

Na 15:00 byliśmy umówieni z p. Andrzejem Romanowiczem (bez którego pewnie byśmy mieli trochę problemów w RPA) przy Pomniku Katyńskim. Przebraliśmy się w mundury i pojechaliśmy na spotkanie.

Pomnik Katyński w Johannesburgu jest jednym z pomników katyńskich, jakich jest wiele w miejscach, gdzie jest Polonia. Były budowane w czasach, Kiedy w Polsce obowiązywała jeszcze wersja, że polskich oficerów w Katyniu mordowali Niemcy.


Przy tym pomniku każdego roku odbywają się uroczystości rocznicowe poświęcone lotnikom, którzy latali nad Warszawą w 1944 roku. Organizacją tych uroczystości zajmuje się Komitet Lotów nad Warszawę z p. Andrzejem Romanowiczem jako jego przewodniczącym.

Spotkanie przy pomniku było okazją do wysłuchania krótkiego wykładu o wkładzie Polaków w rozwój Południowej Afryki, o losach budowy Pomnika Katyńskiego, o Polonii w RPA i tym, co się dzieje w Polsce.
Pomnik jest jednym z ważniejszych miejsc w RPA dla mieszkających tu Polaków. Zwłaszcza dla tych, którzy z Polską czują się związani i kultywują pamięć o swojej Ojczyźnie.

Po spotkaniu pojechaliśmy na naszą pierwszą kolację na Czarnym Lądzie. Dużą i dobrą.

Mirek Grodzki

P.S. W hostelu mamy dostęp do Internetu. Jest jedno stanowisko komputerowe, na którym obsługa programuje na indywidualnym koncie dostępem do Internetu na określony czas: 10, 20, 30 lub 60 minut. Po upłynięciu tego czasu komputer sam się wylogowywał. Niestety bez uprzedzenia, więc takie zdarzenie mogło się wydarzyć np. w trakcie pisania maila. Raz mi się takie coś wydarzyło. Nie zdążyłem przycisku „Wyślij” i musiałem od nowa wykupić dostęp, napisać maila i tym razem zdążyć wysłać. Późniejsze rozwiązania dostępu do Internetu były bardziej sensowne.