Z czym jak z czym, ale z pingwinami Afryka mało nam się do tej pory kojarzyła. Aż do wizyty na jednej z plaż, które właśnie pingwiny sobie wybrały na miejsce narodzin swoich piskląt.
Na plaży zbudowany jest pomost, po którym można chodzić nie wchodząc w drogę pingwinom. Ptaków te zwierzęta z bliska nie przypominają. W gniazdach były młode, aczkolwiek już trochę podrośnięte.
Tuż przed wyjściem z plaży w pewnej odległości od nas w ocenianie pokazał się wieloryb. Widać było fontannę, jaką co jakiś czas robił.
W planie mieliśmy spotkanie ze skautami. W drodze do nich obejrzeliśmy miasteczko położone przy bazie marynarki wojennej. Na głównym placu pomnik psa. Podobno dlatego, że uratował kiedyś z opresji (wywołanej bijatyką w barze) kilku marynarzy.
Skauci okazali się być wodniakami. Byli w trakcie jakiś szkoleń, ew. zawodów. Załadowali nas na łódki i urządzili coś w rodzaju regat.
Wieczorem przeszliśmy się na „Water Front”. Pochodziliśmy trochę po sklepach i wróciliśmy na kolację. Tym razem zrobiliśmy spaghetti.
Mirek Grodzki